Poświąteczne zakupy

06:36

Bardzo nie lubię spędzać Świąt na wyjeździe. Tracę całą magię kuchennej krzątaniny i przygotowywania odpowiednich potraw na rzecz tych przyrządzanych przez kogoś innego. Do tego jestem zdana na "łaskę i niełaskę" gospodarza, w związku z czym muszę pilnować co dokładnie wkładam na swój talerz by przypadkiem nie nadziać się na mąkę lub bułkę tartą w postaci panierki czy spulchniacza w kotlecie, a to zwykle bardzo ogranicza pole manewru. Pomijam fakt, że często moje tłumaczenia, że nie jem zbóż, kończą się na "oj przestań, jak zjesz te trochę mąki to przecież nic ci się nie stanie". 

Nie lubię też na siłę opróżniać lodówki i wracać do pustej kuchni, w której czekają tylko najwytrwalsze produkty, takie jak podsuszana kiełbasa. Jednak najbardziej wtedy doskwiera mi brak warzyw, dlatego kiedy już tylko mogę wybieram się do sklepu i zapełniam nimi każdy kąt. Zdaję sobie sprawę, że to podejście jest zupełnie sprzeczne z ideą minimalizmu, ale tę akurat kwestię zostawiam sobie na później. Na pewno łatwiej mi będzie się przestawić na bieżące kupowanie "zieleniny" wiosną lub latem, kiedy sprzedawcy na pobliskim targu nie będą zwijać swoich kramów przedwcześnie, uciekając przed wiatrem i deszczem.



Jak widać na załączonym obrazku, na warzywa rzuciłam się jak wygłodzony zwierz. W moim koszyku wylądowały:
- kapusta pekińska, dwie główki kapusty czerwonej,
- kilka korzeni imbiru,
- dwie główki selera,
- sporo buraków,
- marchew,
- cebula,
- pomidory,
- ogórki,
- banany,
- bakłażan,
- korzeń pietruszki,
- dwie sałaty masłowe, opakowanie gotowego miksu sałat,
- paczka jarmużu,
- awokado,
- natka pietruszki i zioła w doniczkach - bazylia, oregano i rozmaryn (moje ostatnie ziołowe zakupy są bardzo pechowe - po pierwszym "ścięciu" w ogóle nie odrastają, co jest dziwne, bo jeszcze niedawno miałam doniczkę z bazylią, która pięknie odradzała się przez kilka miesięcy).

Mam również trochę pomarańczy i jabłek, ale akurat przywieźliśmy je ze sobą, więc nie ujęłam ich na zdjęciu.

Oprócz warzyw kupiłam 3 kilogramy łopatki wieprzowej, którą częściowo zmieliłam, a następnie poporcjowałam, trochę udek drobiowych i golonek indyczych, oraz 3 spore plastry goleni wołowej z kością (mmm, uwielbiam szpik!). Jestem w trakcie poszukiwania dobrej jakości, ekologicznego mięsa, ale póki co pozostaje mi wierzyć w zapewnienia pojawiające się na opakowaniach dostępnych w marketach.

Z większości warzyw powstaną soki - buraki, marchew, seler, jarmuż i kapusty kupowałam głównie z tą myślą, chociaż oczywiście pojedyncze sztuki zostawiam jako dodatek do obiadu czy sałatki. Wszystkie składniki soków najpierw poddaję ozonowaniu (więcej o tym innym razem), dzięki czemu pozbywam się większości pestycydów i innych niechcianych rzeczy. Do soków natomiast używam wyciskarki, a nie sokowirówki, uzyskując gęsty i pełen witamin wywar (o wyciskarce też innym razem). 

I chociaż ukazane na zdjęciu warzywa i owoce trochę przetrzepały moją kieszeń (one i wspomniane mięso + nieliczne dodatki wyniosły prawie 300 zł!), to w przeliczeniu na ilość obiadów, które z tego ugotuję, a także soków, które wycisnę, na pewno się to opłaca. Z pewnością dużo bardziej, niż gotowe, przeładowane chemią produkty, które w zatrważających ilościach lądowały w koszykach.

You Might Also Like

0 komentarze

Popular Posts

Like us on Facebook

Obserwatorzy

Subscribe